1 lipca 2008

Krawędź

Szedł górską ścieżyną ze swoim przyjacielem Rafem. On na jednym brzegu, jego kolega na środku. Idąc po samej krawędzi trzymał rozwarte ręce.
- Patrz, wyglądam jak krzyż. – Powiedział.
- Aleś zabawny... Mógłbyś w końcu sobie darować i iść normalnie koło mnie. Za chwilę spadniesz. I co wtedy?
- Wtedy zapanuje szczęście w sercu moim – i spojrzał na Rafa z uśmiechem. On jednak nie odwzajemnił uśmiechu i zrobił minę z perfekcyjnie wymalowanym zniecierpliwieniem.
- No, bo zobacz... Idę sobie po samej krawędzi. Wystarczy podmuch wiatru, a spadnę. Nie będzie moja wina, że umrę. Nie no w sumie tak. Pośrednio będzie, jestem za chudy – dodał ze śmiechem.
- Czubek. A nie boisz się śmierci?
- Boję, boję... Choć im dłużej o tym myślę, to sądzę, że jestem do niej przygotowany. Idąc blisko śmierci zostawiam resztę Bogu, losowi, przeznaczeniu, opatrzności czy ognistemu ptaku – zależy, w co wierzysz. Sam się nie zabiję. Wszystko w rękach przypadku. A ja nie zamierzam mu utrudniać roboty. Daję wolną rękę i będę wirował jak listek na wietrze...
- A nie lepiej byłoby pójść środkiem ze mną?
- A po co? – spytał przyjaciela i ze smutnym wzrokiem spojrzał w przepaść.
~~~~~~~~~~~~
Dziękuję
~~~~~~~~~~~~
Notka to odpowiedź na pytanie pewnej osoby i tak pewnie sobie nie zdaje sprawy, że to odp na jej pytanie ;]
~~~~~~~~~~~~
And you'll begin to wonder why you came...
Where did I go wrong?
How to save a life?
The Fray - How to save a life
~~~~~~~~~~~~
Knife fascination... Expect no sympathy from me... My heart's frozen, it doesn't even beat
Eminem - No apologies (z przeróbką małą)
See him walking around with his headphones blaring
Alone in his own zone, cold and he don't care
maybe tomorrow the good Lord will take me away
Eminem - Sing for the moment (z maleńką przeróbką)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

to brzmiało jakby usprawiedliwiał się bardziej przed samym sobą niż przed przyjacielem.
więc jak jest? udowadniasz sobie czy nam?

C.

Pssst...
i nie było smsa.

Anonimowy pisze...

Nie łatwo napisać komentarz ;)
Coraz częściej u Ciebie opowiadania tego typu, aż zaczynam się niepokoić ;|.

Nie ma odwagi się zabić. Ale prowokuje los, przypadek.
Robi to z pełną świadomością i całkowitą zgodą.
Mimo to tłumaczy się i próbuje przekonać siebie, że to nie on będzie winien swojej śmierci. Obarcza winą wiatr, który chciałby, żeby zrzucił go w otchłań. To tak jakby podawał broń swojemu mordercy.
Czy to nie jego wina?