23 lipca 2009

My Untold Image In His Eyes

Artystyczny wstęp do spisywania mej historii, pisane palcami Przemkowymi na klawiaturze podłączonej kablem do komputera. W występie gościnnym opowiada o mym nędznym życiu, lecz nie wspomina o walce o wyzwolenie Bastylii, ni też o mych planach zdobycia papieskiej piuski. Same ciemne sekrety z mojego życia. Enjoy!
~~~~
Poniżej opisywane wydarzenia są tylko dla ludzi o naprawdę mocnych nerwach. Jeśli nie masz ukończonych 18 lat, nie masz mózgu lub wymiotujesz na widok zbyt dużego penisa, to masz pecha, bo gówno to kogokolwiek obchodzi. Działo się to w zamierzchłej przeszłości, a było to dokładnie 4 lata po tym jak Jan Paweł II udał się w swą 31-dniową podróż apostolską po Francji. 04.10.1990. To był dzień horroru. Młode niewiasty płakały i zgrzytały zębami, lemingi rzucały się z nadmorskich urwisk, psy gwałciły swą potomność, a czterysta osiem lat wcześniej wprowadzono w Polsce kalendarz gregoriański. To było wydarzenie, które wszyscy zapamiętamy i które zapewne przesądziło o losach ludzkości. Narodził się on, Marcin aka Marcin R. Owa makabryczna scena miała miejsce w mieście Bydgoszcz. [Krótka scena na muzykę z filmów grozy.] Szybko dorastał, a włosy rosły zarówno na jego głowie, jak i w innych miejscach. Np. za uszami. Już żłobek był dramatycznym przeżyciem dla pobratymców z jego stada. Nie wiem jaki wtedy był, ale można przypuszczać, że pewnie średnio fajny, bo robił kupę do nocnika. Po żłobku nastąpił przedszkolny czas. Ten fragment ze względu na drastyczność scen należy pominąć. Toteż przejdźmy od razu do szkoły podstawowej. Kolorowe rajstopy, zardzewiały sweter i wesołe kapciszuki. Tak, to był właśnie on. Już tam zaczęły się rozwijać się jego inteligencki, humanistyczny umysł z zacięciem do matematyki oraz jego zmysł estetyczny, no i właśnie tam jął chłonąć największa dawkę złej energii tego świata. Nauczycielka od sztuki zmuszała go do śpiewu, lecz on nie poddawał się i parł do przodu, by zniszczyć wrogi proletariatowi system łączenia kwalifikacji. Pragnął, by w świecie zaistniała zasada, że jeśli ktoś jest idiotą, to nie może być równocześnie nauczycielem. Taki system rozdzielnia obowiązków niestety się nie przyjął, bowiem Polska straciłaby sporą większość swego grona pedagogicznego. Marcin wypiął się więc na szkołę podstawową i zrezygnował z edukacji z niej. Zrezygnował na rzecz gimnazjum publicznego. Były to czarne wieki jego żywota. Właśnie tam kwitła w najlepsze jego przyjaźń z najgorszym elementem tego kraju. Przez gimnazjum przeszedł jak burza, zdobywając sobie popleczników w postaci chociażby matematyczki, pani Grażyny Ch. Mógł zniszczyć tę szkołę, lecz był zbyt skromny by to uczynić. Stał się mistrzem. Awansował do liceum. Ale nie byle jakiego liceum. Była to szkoła znana w arystokratycznych kręgach jak VILO. Właśnie tam stanęła jego szlachetna stopa. Zaszczycił te mury swą obecnością, lecz właściciele tego przybytku nie umieli tego docenić i nakazali mu, by przybywał tam dzień w dzień, aż do egzaminu, który udowodni jego dojrzałość. Trwało to całe trzy lata z przerwami na szabas i szabat. Te lata przyczyniły się do zmian w jego osobowości. Poznał tam osoby, bez których jego życie byłoby prostsze i wręcz perfekcyjne. Jednak wróg nigdy nie śpi. Wystawił Marcina na wiele prób, które on w męczarniach znosił. W końcu jednak wygrał i za pomocą swego wrodzonego cynizmu, nieprzejednanego lewactwa, agresywnej ironii i pogodnego uśmiechu zwyciężył maszkarę. Dalsze przypadki tegoż bohatera nie mogą zostać opowiedziane, bowiem są owiane wielką tajemnicą, którą tylko malutka cząstka wewnątrz jego samego zna. Przejdźmy więc do morału i wniosków tejże opowiastki... Marcin zaprawdę zacnym jest.
~~~~
Wszystko byłoby inne
Gdybyś tu była, ja wiem
~~~~
Warszawskie klimaty w bydgoskim wydaniu. Stacja Bydgoszcz, Sen o Bydgoszczy. Dobrze mi w tym mieście, mimo pragnienia utraconego o wyjeździe. Choć pragnienia po utraceniu. Zdaniu sobie sprawy z tego po utraceniu. Wszystko byłoby inne. A wracają także stare sny w nowym wydaniu, w wydaniu odświeżonym, lecz obojętnym. Śmiesznym i żałosnym, jak na mój gust. A pojawia się także i inny sen. Nowy, kolorowy, acz krótki. Piękny, mądry, błyskotliwy. Niech etykietą mą będzie Mariusz, a wzorem Feuilly. Nędznicy Victora Hugo zmieniają moje postrzeganie świata. Co jest ważniejsze, miłość czy wolność?
Pozdrowienia.

3 komentarze:

p90k pisze...

Miłość ponad wszystko. Miłość z czasem może doprowadzić do utraconej wolności. By mewa mogła walczyć na wysokościach z żywiołem wilgotnego, morskiego wiatru, najpierw musi mieć po co walczyć. Miłość wygrywa zawsze.

Anonimowy pisze...

zastanawiałam się co miałeś na myśli pisząc: "tym razem nie będzie nudno". po przeczytaniu wstępu oprzytomniałam. no tak, przecież to Marcin-człowiek który widzi u siebie tylko wady. przyznaję jednak, że tekst powalił mnie na łopatki (ps autor tekstu proszony jest o zwrócenie kosztów rehabilitacji). i faktycznie - nie znałam Cię od tej strony;)
co do miłości. fakt. miłość wygrywa zawsze. ale gra nie fair. zasiewa w sercu ziarno nie zważając na to, co z niego wyrośnie.

Anonimowy pisze...

"Poznał tam osoby, bez których jego życie byłoby prostsze i wręcz perfekcyjne". A może to właśnie dla tych osób, często stanowiłeś przystań spokoju i pocieszenia? Byłeś ich ratunkiem, pomocą. Za to Ci szczególnie dziękuję. A co do miłości? Uważam, że nie jest ważniejsza niż przyjaźń. To przyjaźń jest ponad wszystko.