30 sierpnia 2009

My Last Night Tonight

Pewnego wieczoru ciężkie krople jesiennego deszczu poczęły uderzać w szyby bloków na zwykłym, szarym osiedlu. W jednym z mieszkań, młody mężczyzna podszedł do najmniejszego z okien swego pokoju, otworzył je i wychylił się. Chwilę tak postał i spojrzał na ciemnogranatowe niebo, całe upstrzone świecącymi się gwiazdami. Deszcz mu nie przeszkadzał. W sumie… To była przecież jego ulubiona i pora i pogoda. Nie mógł o tej godzinie nic dostrzec na ulicy, tak samo przez lejący się deszcz, który tworzył ciemną ścianę dostrzegalną paradoksalnie jedynie dzięki światłu z latarni. Choć i tak, w samo południe, w jasny, bezchmurny dzień niczego by na niej nie dostrzegł. Ulice przestały już istnieć dla ludzi takich jak on. Młodzieniec odszedł od okna pozostawiając je otwarte na oścież. Niech pada, może to go otrzeźwi. Może to pogoda daje mu znać, że coś z nim nie tak. Odzwierciedlała ona jego ducha. Ciężko się żyje, gdy deszcz burzy domek z kart, zwany życiem. Chłopak zauważył, że jego herbata kompletnie wystygła, lecz mimo to ją wypił. Cokolwiek zrobił, wyglądał na kogoś we własnym świecie, we własnej zimnej strefie. Nikogo to nie obchodziło. Rodzina wolała nie zauważać, przyjaciele przyzwyczaili się, tudzież lekceważyli, tudzież się przejmowali, tudzież coś tam doradzali i przechodzili do porządku dziennego i zaczęli mówić o swoich kłopotach. Pełen wachlarz. Kompletne odcięcie od rzeczywistości i do rzeczywistości. Ale uczciwie rzecz oddając sam nie miał czego zaoferować otoczeniu. Prócz obojętności i poważnego, acz smutnego spojrzenia na rzeczywistość. Krytyki wszelkości. Perfekcjonizmu, wydumanych ambicji. Kompleksów. Wiecznego zmęczenia wszystkim. Poszedł do kuchni, otworzył szafkę z lekami i wyjął z niej pudełeczko z tabletkami nasennymi. Zabrał ze sobą butelkę czystej wody i wrócił do pokoju. W myślach krążyły mu słowa piosenki, „Poddaję się, nie mówię więcej już nic”. A słowo dla niego było wszystkim. Myśląc teraz o tym, słowo tchórz pasowało do niego. Ale wtedy planował to zmienić. Rozsiadł się wygodnie w fotelu, przykrył kocem. Wyjął tabletki z pudełka i ustawił je w rządku. Jak małe ołowiane żołnierzyki, którymi bawił się w młodości. Po utraconym opanowaniu, wrócił nowy gatunek spokoju. Życie z obsesją śmierci. Po czym zsunął wszystkie tabletki w dłoń. Zamknął oczy. Połknął tabletki.
1…
2…
3…
I nastała czarna kawa.
~~
Tchórzostwo.
Kawa = Noc.

2 komentarze:

p90k pisze...
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Imoto-chan pisze...

takie wyjście jest zbyt proste. Docenia się ludzi, którzy umieją podnieść głowę i wywrócić swoje życie do góry nogami, żeby nabrało sensu.
tchórz też, ale bardziej egoista.